Previous następna
Nr 5/2012 ...
Nr 4/2012 ...
Nr 3/2012 ...
Nr 1-2/2012 ...
nr 12/2011 ...
Nr 11/2011 ...
Nr 8-10 ...
Nr 7/2011 ...
Nr 6/2011 ...
Nr 5/2011 ...
Nr 3-4/2011 ...
Nr 1-2/2011 ...
Nr 9/2010 ...
Nr 7-8/2010 ...
Nr 6/2010 ...
Nr 5/2010 ...
Nr 3-4/2010 ...
Nr 1-2/2010 ...
Nr 12/2009 ...
Nr 11/2009 ...
Nr 10/2009 ...
Nr 9/2009 ...
Nr 7-8/2009 ...
Nr 6/2009 ...
Nr 5/2009 ...
NR 3/2009 ...
Nr 2/2009 ...
Nr 1/2009 ...

Wojciech Dąbrowski - dziesiąta podróż dookoła świata! Nr 6/2010

Nome313WDPanie Wojciechu, w maju wrócił Pan ze swojej dziesiątej podróży dookoła świata. Gratuluję!

Dziękuję, aż się wierzyć nie chce, że był to już dziesiąty raz, ale fakty mówią za siebie.

Każda z Pana podróży wiodła zawsze inną trasą. Jaką marszrutę wybrał Pan tym razem?

Trasa była nietypowa, wiodła ponad biegunami. Pomysł tej podróży wziął się z żartu rzuconego przez Jarosława Kreta. Kiedyś w rozmowie z nim stwierdziłem, że coraz trudniej jest mi wymyślić nową, ciekawą trasę wokół globu. Pan Jarosław zażartował, że zamiast podróżować ze wschodu na zachód lub odwrotnie - powinienem teraz polecieć w kierunku południe - północ. A ja potraktowałem to serio, okazało się, że przy moim doświadczeniu pomysł okrążenia Ziemi z przelotem ponad Arktyką i Antarktyką jest możliwy do zrealizowania. Ale najważniejsze, że trasa wiodła przez nowe, ciekawe i rzadko odwiedzane miejsca.

Podróż trwała od stycznia do maja 2010. Ile tysięcy kilometrów Pan pokonał?

Nie podróżuję dla bicia rekordów, ale tak orientacyjnie sądzę, że było to co najmniej 60 tysięcy kilometrów pokonanych samolotami, statkami, koleją, samochodami i... pieszo. Podróż zaczęła się od lotu do Ameryki Południowej, potem była Australia, Nowa Zelandia, Singapur, Tajwan, Japonia. Tam byłem najdłużej i to akurat w porze kwitnienia wiśni, kiedy ten kraj wygląda najpiękniej.

Potem przyszło najtrudniejsze: trzeba było pokonać Cieśninę Beringa, by dostać się z rosyjskiej Czukotki na Alaskę, jej najrzadziej odwiedzany wschodni rejon. Był to koniec kwietnia, temperatura minus 12 stopni, w nocy nawet minus 20. Siedziałem na tej zimnej Czukotce na lotnisku w Anadyrze i z niepewnością oczekiwałem na amerykański, mały 14-osobowy samolot. Odetchnąłem, kiedy pojawił się na pasie. Przylecieli nim do Rosji amerykańscy specjaliści pracujący w czukockiej kopalni złota. W jego powrotnym locie do USA byłem jedynym pasażerem. Udało się! Wylądowałem w miejscowości Nome nad Morzem Beringa. Tam mieszka zaledwie 3 tys. ludzi. Miejscowość powstała w pierwszych latach XX wieku, kiedy w Nome rozgorzała gorączka złota i przyjechało wielu poszukiwaczy. Miasto powstało na ich potrzeby. Dziś złota w dużych ilościach już się nie wydobywa, choć ono ciągle tam jest. Jest to miejsce odosobnione, a co z tego wynika - wszystko jest tam drogie. Hotel był za drogi na kieszeń takiego trampa jak ja, więc cóż było robić? Udałem się do katolickiego kościoła, gdzie ksiądz udzielił mi gościny na 3 noce. Czasem tak robię, ale oczywiście tylko w wyjątkowych sytuacjach.

Jaki jest cel Pana licznych podróży?

Idea mojego podróżowania, obok wartości poznawczych, to torowanie drogi innym podróżnikom. Mój serwis internetowy www.kontynenty.net powstał by pokazać innym jaki jest świat, co ciekawego warto zwiedzić i jak taką podróż zorganizować. Najważniejsze jest doświadczenie, bo te odległe, odosobnione miejsca wystawiają podróżnika na próbę. Im więcej ma się doświadczenia i wiedzy, tym łatwiej sprostać tym wyzwaniom. Są jeszcze miejsca na świecie mało opisane i dopiero taka wyprawa jak moja przyczynia się do tego, że powszechnie znane stają się ceny wyżywienia, hoteli, możliwości połączeń komunikacyjnych.

Podróżuje Pan samotnie, przy niewielkich nakładach finansowych. Jakich rad mógłby Pan udzielić?

Przede wszystkim należy się dobrze przygotować do podróży - studiować przewodniki, internet, a im więcej informacji przed wyjazdem zgromadzimy tym lepiej. Choć czasem wiadomości z internetu mogą być mylące, czego sam doświadczyłem w Taipei, bo dopiero tam okazało się, że opisanego w internecie połączenia promowego do Japonii ... nie ma. Firma zbankrutowała, ale informacja na stronie pozostała. Zbliżał się wieczór, musiałem znaleźć zakwaterowanie i szukać innego środka transportu. Z Tajwanu do południowej Japonii dotarłem samolotem.

A co do kosztów można je również obniżyć dzięki tanim biletom lotniczym. Podróż dookoła świata ma ten plus, że ceny przelotów są korzystniejsze. Są takie taryfy RTW, czyli Round the World. Dzięki nim można dolecieć nie do jednego a do kilku ciekawych miejsc. Gdyby były to osobne podróże np. jedna do Australii i z powrotem, druga do Ameryki Południowej i z powrotem itp. to byłoby znacznie drożej. A tak, jak się połączy takie cele to wypada to o wiele taniej. Korzystałem też z biletów nagrodowych za mile uzbierane podczas poprzednich podróży. Na tegorocznej trasie zdobyłem kolejne punkty - do wykorzystania w przyszłości.

 

Czy na swojej drodze spotykał Pan naszych rodaków?

Tak, spotkałem ich niewielu, ale w dziwnych miejscach. Było to na początku podróży. Jest taka egzotyczna wyspa, o której dowiadujemy się z książki o Robinsonie Crusoe. Czytając książkę jako mały chłopiec nie wiedziałem czy istnieje i jak wygląda. W tej podróży udało mi się ją poznać. Wyspa Robinsona Crusoe należy do Chile, jest położona na Pacyfiku ok. 700 km na wschód od Santiago de Chile. Poleciałem tam małym, 8-osobowym samolocikiem. Sądziłem, że w tak odosobnionym miejscu o Polakach nie słyszeli. A tymczasem w biurze tamtejszej administracji na ścianie zobaczyłem zdjęcie przedstawiające nasz polski żaglowiec Pogoria kotwiczący u brzegu wyspy. Był to największy żaglowiec, który tam zawinął. Jego przybycie było dla mieszkańców wielkim wydarzeniem i stąd to zdjęcie w tym eksponowanym miejscu. Było tez drugie spotkanie, z polskim żeglarzem z Warszawy, który przybył tam na jachcie z mieszaną załogą francusko-polską.

 

Polaków spotkałem też na Nowej Zelandii - jest tam słynny szlak Tongariro Alpine Crossing. Jest trudnym wyzwaniem, ale udało mi się ten szlak przejść. Po powrocie z trasy spotkałem dwójkę Polaków i okazało się, że oni też zaliczyli cały szlak tego samego dnia, oczywiście wspinając się na ściany wulkanów nic o sobie nie wiedzieliśmy. Cieszę się, że Polacy coraz więcej i coraz dalej podróżują. Z kolei w Japonii spotkałem inżyniera informatyka, który wraz z rodziną przebywa tam na kontrakcie i jest cenionym specjalistą. Na wszystkich kontynentach można spotkać wizerunki naszego papieża, piękne popiersie Jana Pawła II widziałem np. w Nagasaki, u wejścia do katolickiej katedry..

Czy ludzie na świecie wiedzą gdzie leży Polska?

Z tym bywa różnie, to zależy gdzie jesteśmy. Na jednej z peryferyjnych japońskich wysp Ishigaki-jima mieszkałem w tradycyjnym, małym japońskim pensjonacie. Okazało się, że gospodarze nie za bardzo wiedzieli, gdzie ta Polska. W takich sytuacjach staję się ambasadorem swojego kraju, opowiadam o Polsce i o Gdańsku.

Czy internet i komórki wszędzie już docierają?

Są jeszcze miejsca bez takich udogodnień, ale faktem jest, że kraje rozwijające się przeskoczyły pewien etap rozbudowy sieci telekomunikacyjnej. Pominęli budowę sieci tefenonów stacjonarnych, przeskakujac od razu do etapu telefonii komórkowej. Ich szczęście, bo sieć ta nie wymaga wielkich inwestycji. Telefonów komórkowych widzi się coraz więcej. I to w zaskakujących miejscach, w rękach np. u mnichów buddyjskich czy rybaków na kolorowych łodziach, rozmawiających gdzieś na morzu.

Przemierzył Pan cały świat - gdzie żyją najszczęśliwsi ludzie?

Czasem ludzie mnie pytają gdzie bym radził pojechać? Odpowiadam wtedy - na wyspy na Pacyfiku. Może dlatego, że ludzie na tych małych wyspach, odizolowani od współczesnego świata wydaja się być szczęśliwi. Na takiej wysepce często nie ma dróg, a więc nie jest potrzebny samochód. Nie pożądają luksusowych gadżetów, nie gonią za wciąż nowymi dobrami, nie wymieniają niczego na nowszy model. Natomiast przyroda tam jest bujna, szczodra, daje tropikalne owoce, podstawowe artykuły spożywcze rosną na podwórku lub dają się wyłowić z morza. Wszystko jest świeże i naturalne.

A co do urokliwych miejsc to polecam indyjskie Wyspy Andamańskie. Trzeba się jednak pospieszyć by je zobaczyć w stanie dziwiczym, gdyż coraz więcej ludzi dowiaduje się o ich urodzie, są turystycznie coraz bardziej oblegane.

Podróże to też nowe smaki i zapachy...

Tak, warto pojechać także by zobaczyć całą masę nieznanych potraw, owoców, warzyw, ryb, różne gatunki krabów itp. Na targu warto zapytać jak to się je, jak przyrządza.

W japońskim domu, gdzie się zatrzymałem, gospodarze podali młode pędy bambusa przyrządzone na 6 różnych sposobów. Nie szystko mi smakowało, ale w takiej sytuacji należy być dyplomatą, aby nie urazić gospodarzy.

Jakie było największe zaskoczenie w tej podróży?

Przychodzi mi na myśl pewna nieprzewidziana przygoda. Na północnym krańcu Hokkaido, jednej z japońskich wysp, jest port Wakkanai. Od Rosji dzieli go tylko odległość 60 kilometrów. Wiedziałem, że na Sachalin kursują stamtąd rosyjskie statki towarowe i rybackie. Dopiero w porcie okazało się, że przepisy rosyjskie nie pozwalają im na zabieranie pasażerów. I do Rosji musiałem się dostać samolotem. Niestety, do końca nie da się wszystkiego przewidzieć.

Dylematem było kompletowanie ekwipunku przed wyjazdem, w zasadzie po raz pierwszy, gdyż rozpiętość temperatur była bardzo duża. W Ameryce Południowej i Australii panowały temperatury ponad 40 stopni, a na Alasce i Czukotce były silne mrozy i wiatry. A plecak ma przecież ograniczoną pojemność. Sprawdziła się metoda ubierania się na cebulkę, poza tym ważne były dobre buty, ciepła czapka i skafander, koniecznie z kapturem.

10rtwMAPA 

Nad biegunami przeleciał Pan samolotami...

Tak. Znalazłem takie połączenia. Ponad Antarktyką był to lot z Buenos Aires w Argentynie do Sydney w Australii, trwający ponad 13 godzin. A drugi z Anchorage na Alasce ponad Arktyką do Frankfurtu i trwający ok. 9,5 godziny. To były samoloty pasażerskie, latające raz w tygodniu i kabina była pełna. Dzięki tym dwóm lotom dało się „zawiązać” pętlę wokół globu.

A jakie były widoki na bieguny z okna samolotu?

Lecieliśmy na pułapie 10 tysięcy metrów. Podczas długiego lotu ziemię często przesłaniały chmury. Na szczęście zdarzały sie także odcinki bezchmurnego nieba i wtedy w dole widać było pływające góry lodowe, czasem o imponujących rozmiarach. Bliżej bieguna zaczyna się ciągła pokrywa lodowa, krajobraz jest raczej monotonny. Antarktyda jest bardziej górzysta, a Biegun Północny, czyli Arktyka - płaska.

No, i nastąpił koniec podróży...

Tak, z Frankfurtu dotarłem do Gdańska - wszędzie dobrze, ale w domu najlepiej!

Na całej trasie promował Pan Gdańsk...

Tak, na mojej czapce jest herb naszego miasta i napis „Gdańsk”. Zdarzało się, że ludzie pytali: Gdańsk - co to jest, czy może to jakaś firma? Chętnie wszystkich informowałem, z dumą opowiadałem o moim mieście. Tu się urodziłem, tu studiowałem, tu mieszkam i tu wracam ze wszystkich moich podróży. No, pozostaje tylko pytanie czy gdańszczanie wiedzą o tym, że na Zaspie mieszka taki gość, który na krańcach świata robi miastu reklamę i już dziesiąty raz odbył podróż dookoła świata...

Czytelnicy "Dobrych Wiadomości" będą już o tym wiedzieć. Poza tym gościł Pan już wcześniej na naszych łamach w wydaniu Nr 10/2009, ale wtedy miał Pan za sobą dziewięć takich podróży i odwiedzonych 240 krajów świata podczas 40 lat wędrówek. Jakie są Pana kolejne plany podróżnicze?

Myślę o powrocie do Chin, chciałbym jeszcze raz przejechać przez Tybet, ale z zachodu na wschód, co jest znacznie trudniejsze. Zobaczymy.

 

Życzę żeby się udało! Na Pana stronie internetowej można podziwiać piękne zdjęcia z podróży...

Tak, zrobiłem ich aparatem cyfrowym kilka tysięcy. Przywiozłem też ok. 17 godzin nagrania video. Zdjęcia są już częściowo udostępnione na mojej stronie internetowej, będzie ich jeszcze więcej.

Czy napisze Pan kolejną książkę?

Wciąż wolę wykorzystać czas na podróżowanie niż pisanie. Napisanie mojej książki "Na siedem kontynentów", jak na razie jedynej, zabrało mi 6 miesięcy. Na razie zbieram materiały do kolejnej, a ta pierwsza wciąż jeszcze jest do kupienia przez moją stronę internetową www.kontynenty.net

Mam Pana książkę - jest bardzo ciekawa, warto będzie czekać na następną! A na razie ciekawy raport z dziesiątej podróży dookoła świata i wszystkich poprzednich, znajduje się na Pana stronie internetowej, która jest prawdziwą kopalnią wiedzy dla globtroterów. W internecie dostępny jest też Pana dziennik podróży. Dziękuję Panu za rozmowę i przeniesienie nas w odległe zakątki świata, który na pewno jest fascynujący i warto go poznawać.

 

pytania zadawała Marta Polak

www.kontynenty.net

http://www.globosapiens.net/travellog/wojtekd

opal copy