O morzu i nie tylko
Da się czytać…
Jan Przęczek, autor 21 autobiograficznych opowiadań z tomu „Takie tam… zapiski” przedstawia się jako ex –monter, ex- tragarz, ex- marynarz, a obecnie emeryt . Należy do rocznika 1940, który w dorosłe życie wkraczał na przełomie lat pięćdziesiątych i sześćdziesiątych ubiegłego wieku. Nic więc dziwnego, że wielka polityka i wydarzenia światowe, np. kryzys kubański czy budowa muru berlińskiego również incydentalnie pojawiają się na kartach literackiego debiutu. Jednak osobiste refleksje są bardzo wyważone i tylko od czasu do czasu na kartach książki można napotkać dygresje dotyczące doświadczeń edukacyjnych, służby wojskowej czy pracy w polskich firmach, m. in. na budowie, w stoczni.
Dla szczura lądowego najciekawsze są opowiadania, których akcja rozgrywa się w egzotycznych portach lub te malujące prozę życia na morzu. Do moich ulubionych rozdziałów należą, między innymi „Atlantyk”, „Mombasa”, „Pacyfik” i „Rouen”.
Autor jest bardzo dobrym obserwatorem ludzkich słabostek, więc te socjologiczne i psychologiczne obrazki pozwalają lepiej poznać blaski i cienie marynarskiej pracy. Sporo humoru wnoszą do marynistycznych rozważań również historie o pasażerach na gapę, czyli blindach.
Na pierwsze spotkanie autorskie pana Jana przyszli głównie krewni i przyjaciele. Była też wnuczka, która jako jedna z pierwszych przeczytała literackie „próbki” Dziadka. Rezolutna osóbka orzekła, że da się to czytać! Zgadzam się z Nią! Myślę, że w długim życiu autora „Takich tam…zapisków” znajdzie się jeszcze wiele ciekawych historii, które warto przenieść na papier, ale już bez dygresji z prywatnego „pamiętnika”.
(jes.)